W Indiach zna je każda mama, bo wszystkie podają je dzieciom, kiedy niedomagają… właściwie z dowolnego powodu. W Europie też jest coraz bardziej popularne, a w chłodne miesiące robi prawdziwą furorę, bo wzmacnia odporność, rozgrzewa, leczy drobne infekcje – no i jest pyszne. Dlatego należy mu się i kilka słów ode mnie, w końcu piję je od lat, szczególnie teraz w czasie pandemii.
Złote mleko to napój znany w Azji od tysięcy lat. Dawniej pili go jogini, ponieważ według ajurwedy wzmacnia także stawy, łagodząc ich sztywność i bóle, a teraz piją go właściwie wszyscy, bo znakomicie oczyszcza i tonizuje organizm. W każdym indyjskim domu przygotowuje się go nieco inaczej i spełnia on tam funkcje podobne do naszego rosołu lub mleka z miodem i czosnkiem – powszechnie uważa się, że stawia na nogi. Coś w tym jest, bo i ja popijam złote mleko nie tylko profilaktycznie przez całą jesień i zimę, ale i w środku lata, jeśli złapie mnie przeziębienie.
Robię to od czasu mojej pierwszej podróży do Indii, kiedy zziębnięta po długiej podróży pociągiem w klimatyzowanym wagonie (kto jechał w takiej lodówce, wie, jak Indusi traktują klimatyzatory – jakby chcieli nie tylko sprawdzić granice ich możliwości, ale i je przesunąć!) wyszłam na upalny peron, a potem wsiadłam do równie zimnej taksówki i… następnego dnia obudziłam się chora. Moi gospodarze wznieśli oczy do nieba (co z tych Europejczyków takie delikatesy?!) i nalali mi kubek ciepłego, słodko-pikantnego napoju i z uśmiechem zapewnili, że za kilka chwil poczuję się lepiej. Poczułam się, i to tak dobrze, że pyszną miksturę piłam już codziennie!
I piję ją do dziś, nie tylko wtedy, kiedy czuję, że coś mnie rozkłada. Profilaktycznie i po prostu z łakomstwa, bo świetnie zastępuje słodkie drugie śniadanie. I wam też wszystkim to radzę, bo to łatwy, smaczny i szybki sposób na wzmocnienie sił witalnych, kiedy za oknem plucha. W czasach szalejącego wirusa nie chcemy zastanawiać się, czy ten ból gardła i kaszel to tylko przeziębienie, czy coś gorszego, prawda? Zatem dbajmy o siebie!
Tajemnicą złotego mleka jest kurkuma, która znana jest ze swoich właściwości antyoksydacyjnych, przeciwwirusowych, przeciwbakteryjnych i nawet antygrzybicznych. Sławę zawdzięcza kurkuminie, związkowi o silnie antyoksydacyjnym i przeciwzapalnym działaniu. Kurkuma to też bogactwo witaminy B6 i C, a także żelaza, manganu i potasu. Nie bez znaczenia są też oczywiście mleko, na bazie którego przygotowuje się napój, oraz olej, którego dodaje się dla jego wzmocnienia jego właściwości.
A jak przygotować to płynne złoto? Oczywiście bardzo łatwo i szybko, inaczej nie miałabym na nie czasu! Przepisów jest mnóstwo i do złotego mleka można dodać właściwie wszystkie egzotyczne przyprawy, które przyjdą nam do głowy, ale moja receptura pochodzi prosto z Indii, od hinduskich przyjaciół. Odchudziłam ją ze składników niedostępnych w Polsce, a wzbogaciłam miodem. Oto i ona!
Potrzebna ci będzie przede wszystkim sproszkowana kurkuma w ilości jednej łyżeczki. Możesz użyć kurkumy ze sklepu, ale lepiej kupić ususzone kłącze i zmielić potrzebną ilość samodzielnie. Proszek wrzuć do pół szklanki wody i gotuj przez kilka minut. Następne do wody z kurkumą wlej niecałą szklankę mleka krowiego lub, jeśli wolisz, roślinnego (koniecznie o temperaturze pokojowej, ponieważ gotowy napój ma być ciepły, ale nie gorący! W gorącym miód straciłby swoje właściwości), dodaj łyżeczkę oleju migdałowego lub klarowanego masła – możesz je nawet kupić gotowe. Na koniec dorzuć łyżeczkę lub łyżkę miodu, oraz przyprawy: pieprz, który poprawia biodostępność kurkuminy, kardamon, cynamon, imbir, jeśli zależy ci na szybkim efekcie rozgrzania, a nawet gałkę muszkatołową lub… jeden goździk, jeśli lubisz bardziej korzenne, pikantne smaki. Całość porządnie wymieszaj, by olej jak najlepiej połączył się z mlekiem i wodą. Złote mleko wypij od razu, także właśnie z powodu oleju – jeśli napój ostygnie, olej będzie bardziej wyczuwalny. Zobaczysz, za chwilę poczujesz się lepiej!